Ale się działo!
To był najbardziej niewiarygodny dzień w szkole!
W sobotę 6 kwietnia panował tu tłok, szum i hałas. Tłum ludzi wlewał się do budynku . Na sali gimnastycznej rozstawiono stoliki do gry w szachy. Gdybyście mogli widzieć miny szachistów! Skupieni, zajęci figurami, z twarzami pełnymi napięcia! A to były dzieci w wieku 8-12 lat z różnych miast, nawet z Olkusza i Nowego Sącza. Walczyły o Puchar Smoka Bronowickiego, czyli przewodniczącego Rady Dzielnicy.
W holu pośród wiosennych dzieł sztuki (pokłosie Święta Sztuki) trwały zawzięte walki miłośników gier planszowych. A w salach lekcyjnych regularne wykłady! Uczestnicy zdobywali zaliczenia w specjalnych indeksach. A słuchali mistrzów!
Mgr Maciej Toroń objaśniał, ile przepisów można złamać na każdej lekcji i jakie mogą być tego konsekwencje. Mateusz Słysz demonstrował, co daje grafice współczesna technika. Niesamowity był dr Grzegorz Karpiel, mówił o robotach z taką swadą, że najtrudniejsze zagadnienia robotyki wydawały się pasjonującą opowieścią z dziedziny science-fiction. Gdyby nie to, że roboty były do obejrzenia, nawet do dotknięcia, można by było pomyśleć, że to czyste bajki. Także dr Zaborowski przyniósł kilka robotów – można było spróbować, jak się nimi kieruje i jak działają. W tej sali było mnóstwo „studentów”.
Tłumy czekały pod drzwiami jadalni! Tam był najmilszy gość: groźny i słodki. Najpierw atakował złoczyńcę, a potem łasił się, kładł głowę na kolanach i prosił, by go pogłaskać. Na koniec pił kawę z mlekiem z filiżanki opiekuna. Był wniebowzięty i widzowie takoż. A kto to był? Policyjny piesek, psisko, psiór.
W sali 22 pełno było Afryki: na stelażach zdjęcia mieszkańców tego kontynentu, a dalej spódniczki z rafii, tarcze ze skorup żółwia, naczynia, bębny, czapki, motyle za szkłem, skorpiony… i przeciekawe opowieści pani Bonowicz. Jak ona potrafi mówić! Niech żałują wszyscy, którzy na ten wykład się nie dostali.
A potem na korytarzu zebrała się grupa taneczna. Student informatyki, (tak, tak, to nie pomyłka) prowadził warsztaty taneczne, uczył salsy. Ach, jak on się poruszał! I te dziewczęta wpatrzone w każdy jego krok, szły za nim jak zahipnotyzowane.
Chwilę potem z sali 7 rozległ się gromki śmiech. To dyrygent, były dyrektor Filharmonii Krakowskiej, pan Przytocki, pokazywał na czym polega dyrygowanie. W kilka minut zrobił z nas sprawny chór, który szedł za nim jak po sznureczku. W podanym tempie, z odpowiednią głośnością wyśpiewywaliśmy piosenkę z liczb od jeden do dziesięciu. To było zabawne i pouczające. Pan dyrygent z wielkim poczuciem humoru tłumaczył słuchaczom na czym polega współdziałanie. Nareszcie zrozumieliśmy, czemu Lewandowski strzela gole dla Borussii, a dla Polski nie! Zespół! Zespół! W tym jest tajemnica!
Co jeszcze? Nagle z jednej z sal dały się słyszeć dźwięki renesansowej muzyki: najpierw rogi, potem piszczałki, na koniec bębny. Wykład z pokazem miał trwać 20 minut, a po godzinie jeszcze bębniarze walili w bębny, bo tak im się spodobało granie. Pan Aleksander Tomczyk okazał się niezrównanym gawędziarzem, z wielkim poczuciem humoru opowiadał o renesansowej muzyce.
Były tez poważne sprawy, choć przedstawione jako ciekawostki z chemii, fizyki, psychologii. Paul Mongomery po angielsku obalał stereotypy w stosunkach polsko –irlandzkich. A na dole kolo sklepiku otwierało się niebo dla smakoszy!
To dopiero było! Ciasta, ciasteczka, placki, babki, i co tam kto zamarzył ze słodkości. Jeszcze ślinka cieknie na samo wspomnienie.
Następnego dnia uczniowie pytali :
– „Kiedy jeszcze będzie festiwal nauki?”.
No właśnie, kiedy będzie?
I to niech wystarczy za recenzję. Słyszeliście o takim fenomenie? Uczniowie chcą iść na wykłady!!! I to się działo naprawdę ! i to się działo u nas, w gimnazjum 19 i XVIII LO!