Lwów – magiczne miejsce na Ziemi. Kto był, ten wie, kto nie był – ma czego żałować. Było nieco zdenerwowania i podejmowania trudnych decyzji związanych z wyjazdem. Czy będzie bezpiecznie, czasy wszak wyjątkowo trudne, czy polityczne niepokoje miotają także tą częścią Ukrainy, jak zostaniemy przyjęci??? A jak było??? Wspaniale, ciekawie, spokojnie, wzruszająco… zresztą spróbujmy opowiedzieć.

Dzień pierwszy 6 lutego. Pod Centrum Młodzieży przy ulicy Krupniczej podjeżdża komfortowy Mercedes. Jest dobrze, podróż na pewno minie bez zbytniego zmęczenia. W autokarze ok. 30 śpiewających młodych ludzi, grupa fotografów i oczywiście opiekunowie. Pogoda sprzyjająca, droga czarna, szybko docieramy do autostrady i po 3 godzinach stoimy przed przejściem granicznym w Korczowie. Kontrola przebiega sprawnie chociaż trochę trwa – cóż opuszczamy Unię Europejską. Jeszcze nieco ponad godzina jazdy i wjeżdżamy do centrum. Nasz hostel nosi trochę frapującą nazwę Soviet Home – i faktycznie trąci trochę komunizmem, co dodaje tylko dodatkowego smaczku. Pokoje wieloosobowe, ale wygodne o standardzie turystycznym. Za to położenie wspaniałe – 20 metrów od Rynku Głównego. Po zakwaterowaniu spacer po starym centrum Lwowa. Na Rynku lodowisko, dokoła w większości renesansowe kamienice rozświetlone neonami sklepów i restauracji. Tłumów nie ma, od czasu do czasu widać grupki 2-3 osobowe młodych ludzi zbierających do puszek datki na wsparcie dla walczących na wschodzie. Nastrój podniosły, ale bardzo spokojny. Oglądamy iluminowane kościoły, wędrujemy po wąskich uliczkach pokrytych brukiem. Wracamy do hotelu, trzeba odpocząć po podróży – jutro koncert.

Dzień drugi 7 lutego. Śniadanie w Liceum przy placu Danyla Halytskoho. Posiłki podają uczniowie (jest klasa o specjalności gastronomicznej). Schludnie, przytulnie i bardzo smacznie.  Po śniadaniu spacer do Pałacu Kultury imienia Hnata Khotkiewicza. To całkiem blisko 15 min i już jesteśmy na miejscu.. Sala znakomita, duża scena, ściany w drewnie, prosta, ale bardzo efektowna scenografia. Nagłośnienie bez zarzutu, odsłuchy na scenie, niezłe efekty akustyczne. Mamy dużo czasu na próbę więc śpiewamy, żartujemy, bawimy się muzyką. W południe zaczyna się koncert. Sala wypełniona publicznością. Na wstępie przemówienia, powitania i trudny dla wszystkich moment wręczania upominków rannym żołnierzom przybyłym z wojny na wschodzie. Dziękują także nam za obecność i słowa otuchy. W naszym imieniu głos zabrał dyrektor Centrum Młodzieży w Krakowie Bartłomiej Kocurek. Potem sceną zawładnęły zespoły. Znakomite ukraińskie grupy taneczne, fantastyczne zespoły wokalne śpiewające a capella na 4 głosy i nasze, krakowskie zespoły. Na zakończenie znowu akcent patriotyczny – cała sala śpiewa Hymn Ukraiński. Wojna daleko od nas? Dreszcze przechodzą po plecach.

Po obiedzie wędrówka po Lwowie z przewodnikiem. Młody historyk mówiący płynnie po polsku oprowadza nas i po Lwowie, i po zawiłej historii naszych narodów. Od Kazimierza Wielkiego po dzień dzisiejszy. Smakujemy piękną panoramę miasta z wieży ratuszowej, zwiedzamy kościoły, podziwiamy gmach opery, pomnik Adama Mickiewicza i choć zimno doskwiera nikt się nie skarży. Po kolacji znowu wrócimy na Rynek, by nacieszyć się atmosferą Paryża Wschodu.

Dzień trzeci 8 lutego. Cmentarz Łyczakowski – jedna z najstarszych nekropolii w Europie. Wędrujemy między pomnikami: tu Seweryn Goszczyński, dalej Ordon, Maria Konopnicka…. a potem Cmentarz Orląt. Wzruszająca opowieść przewodnika – Polaka o historii cmentarza, o smutnych latach dominacji ludzi radzieckich, wreszcie o trudzie odbudowy cmentarza. Kolejna lekcja historii.

Droga do domu to czas na poukładanie w głowie wrażeń, wspomnień, myśli…